
Kasia i Tomek z Koziej Farmy Złotna – wyprowadzili się z Warszawy gdy praca w korporacji stawała się coraz mniej satysfakcjonująca. Zaczynali od dwóch kóz w 2011 roku, dziś mają ich około setki. Pierwsze sery wyszły spod ich rąk wiosną 2012 roku. Mimo krótkiego stażu w serowarstwie odnotowali już pierwsze sukcesy. Zauważył ich sery guru zagrodowego serowarstwa Gienio Miętkiewicz. Doceniono ich na ogólnopolskim Festiwalu Święto Wina i Sera we Wrocławiu.
Dlaczego Warmia?
– Grzegorz urodził się w Morągu i spędził tu dzieciństwo. Kiedy
pracowaliśmy w Warszawie, zawsze ciągnęło go w te strony i zawsze życie na wsi
było pomysłem „na kiedyś”.
Czy
macie wykształcenie rolnicze?
– Nie. Jednak brak rolniczego wykształcenia nie jest w naszym
odczuciu żadną przeszkodą. Rolnictwo ekologiczne nie ma nic wspólnego z
konwencjonalnym, którego uczą w szkołach. Doradzali nam nasi kontrolerzy z
jednostki certyfikującej, Polecali literaturę, nawet pożyczali książki
Okoliczni rolnicy (gdy już nas zaakceptowali) też chętnie dzielili się
doświadczeniem w sprawie prac polowych, zasadności kupowania maszyn rolniczych.
Teraz zdarza się, że to oni pożyczają od nas talerzówkę, czy pług.
Podziwiam
za odwagę. Skąd pomysł na hodowlę kóz? Czemu nie owce, kury?
– Wybraliśmy kozy, bo to bardzo wdzięczne i pełne charakteru
zwierzęta. Chcemy w naszym gospodarstwie spotykać się z ludźmi: gośćmi,
klientami, dziećmi. Chcemy edukować do życia bliższego naturze. Kozy, jako
zwierzęta ciągle pierwotne, niezaburzone ludzkimi ingerencjami, a przy tym
bardzo towarzyskie, są do realizacji tego celu idealne. Poza, tym wiąże się to
z aspektem ekonomicznym, dywersyfikacją przychodów bowiem cały czas uważamy, że
będzie to jedno z głównych naszych źródeł utrzymania.
A
pomyślec, że kozy nie miały jeszcze niedawno dobrego „PR”. Zdradźcie nam jak
zrobić dobry ser z koziego mleka?
– Przede wszystkim trzeba mieć mleko najwyższej jakości od
własnych zwierząt. Mleko musi być pozyskane z maksymalnymi wymaganiami
zachowania higieny i następnie przetworzone w podobny sposób. Z naszych
obserwacji wynika, że mając dobre mleko należy tylko nie zepsuć jego smaku i
wartości w czasie przetwarzania na produkty.
Brzmi
tak prosto, że aż chce się wyprowadzic na wieś. Tylko, że do etapu pozyskania
mleka trzeba się napracowac. Ile czasu dziennie poświęcacie kozom?
– To zależy co wliczamy w ten czas. Jeśli również dojenie – to w
zależności od pory roku– od 2 do 5 godzin. W dojeniu i karmieniu korzystamy z
pomocy znajomych. Oprócz tego zimą – asystowanie przy porodach, doglądanie i
ew. dokarmianie maluchów. Często idziemy do koziarni na chwilę coś sprawdzić i
zostajemy godzinę, bo jedna przyjdzie na głaskanie, maluch wskoczy na kolana…
Latem oprócz dojenia i doglądania, kozy radzą sobie same – wychodzą na łąkę i
wracają kiedy chcą. My tylko musimy im wyznaczyć pastwisko i sprawdzić czy
trawa u sąsiada nie smakuje im lepiej niż nasza. A kózka jako bardzo
inteligentne zwierzę, zawsze uważa,” że skoro gospodarz ogradza jej pastwisko to znaczy, że za
ogrodzeniem jest na pewno lepsza trawa”.
No
nie tylko koza ma takie podejście. Co to znaczy, że wytwarzacie „naprawdę
ekologiczne” sery?
– To znaczy, że są robione z ekologicznego mleka, na które mamy
certyfikat. To również znaczy, że na naszych łąkach nie stosujemy żadnych
chemicznych środków – nawozów, oprysków. Nasz owies jest również ekologiczny.
Jęczmień lub pszenżyto, które są niewielkimi dodatkami do pasz też kupujemy od
zaprzyjaźnionego, ekologicznego rolnika.
Robi
wrażenie. To jest prawdziwa ekologia od podstaw. Porozmawiajmy o sukcesach.
Mając zaledwie trzy lata doświadczenia odnotowaliście już pierwsze sukcesy.
Artykuły w Wysokich Obcasach i Rzeczpospolitej. Nagroda we Wrocławiu. Odwiedził
Was Gienio Mientkiewicz z Kuchnia+ i Katarzyna Bosacka z „Wiem Co Jem”. Jak się
z tym czujecie?
– Normalnie (śmiech). Chociaż.. Nie. Czujemy, że jest to prztyczek w nos dla tych, którzy pukali się w głowę na wieść o tym, że chcemy zostać rolnikami i którzy w swoich bardzo ważnych biurach przy bardzo ważnych biurkach patrzyli na nas z odrobina wyższości, ze „teraz będziemy kozy paść”.
Lepiej
kozy pasac niż opracowywac nic nie znaczące dla całokształtu życia tabele. Co
do życia to to na wsi wciąż nie ma w Polsce dobrej prasy. Istnieją wyobrażenia
idealistyczne z telewizyjnych seriali lub diametralnie inne z wiadomości. Jak
żyje się na prawdę?
– Naprawdę, to nie jest ani idyllicznie, ani patologicznie. Musieliśmy wziąć poprawkę na to, że tu ludzie myślą trochę inaczej, często inaczej mówią. Nawiązujemy relacje, choć jest to długotrwały proces. Mamy też kontakty z takimi samymi jak my „odmieńcami” – to bardzo cenne. Czasami uważają nas za dziwaków, którzy osiedlają się tu, skąd inni tylko uciekają (wieś w której jest farma w ciągu ostatnich 10 lat zmniejszyła liczbę mieszkańców z 300 do 90).
Dobrze, że na świecie są tacy „odmieńcy” jak Wy. Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na spotkaniu w Warszawie 19 kwietnia.